Boicie się czasem? Ja mam dużo lęków, zmagam się z nimi od lat. Jakiś czas temu zrozumiałam, że jedyny sposób, by nie dać im ograniczać moich możliwości, to po prostu robi to, na myśl o czym wzdłuż kręgosłupa przebiega dreszcz.
Dlatego się wspinam. Zawsze wierzyłam, że boję się wysokości, swoich słabości, nieznanego.
Wspinanie konfrontuje mnie z tym w trybie natychmiastowym i bez znieczulenia. W połowie kilkusetmetrowej ściany, z morzem powietrza pod stopami, brudna, spocona i wyczerpana, muszę sobie poradzić z roztrzęsieniem, o którym nawet nie ma pojęcia mój asekurujący mnie partner. On być może nawet nie poczuł trudności. Może spotka swoje granice gdzieś indziej. Może nie. Ale teraz z tym zalewającym mnie oceanem lęku jestem sama i muszę się ogarnąć. To czasem wykańcza, nawet bardziej psychicznie, niż fizycznie, ale najczęściej, zanim dojdę do końca wyciągu, zupełnie o tym nie pamiętam.
I tak to jest, strach pojawia się znikąd i potrafi sparaliżować, ale jeśli podejmiemy działanie, rozpada się na kawałeczki, słabe i maleńkie, i zupełnie nieszkodliwe.
Boję się o pieniądze. Odkąd zaczęłam pracować, jako nastolatka, nie dopuszczałam myśli o tym, że świadomie zdecyduje się na dłuższy czas bez pracy. Bo przepisowy urlop w życiu freelancer’a nie istnieje. Z tego powodu postanowiłam wyjechać na trzy miesiące do Kalifornii. Nie zarabiam, żyję na kempingach, pośród ludzi, którzy pozwolili, aby góry podyktowały im system wartości i ustawiły priorytety. Świadomie też zrobiłam sobie przerwę od uczenia – aby przemyśleć rzeczy, odświeżyć spojrzenie, skupić się na swojej praktyce i na prostym życiu pośród granitowych ścian i lasów sekwoi.
Nie chcę popadać w nawyki, dać się zatruć priorytetowi pieniądza i tego , że wszędzie powinno mnie być pełno, jednocześnie wątpić w swoje umiejętności i wartość tego, co robię. I potrzebowałam poczuć, że moje nieobecność tego nie zmienia.
Boję się o bliskich, przeraża mnie samotność, bywam zazdrosna. I od kiedy jestem w związku, w którym całe to moje popapranie jest akceptowane i mam przestrzeń do tego, by się spokojnie tym zająć, jednocześnie dostając morze zaufania- czuję , że się naprawiam. Moja druga połowa wspiera każdy mój wyjazd, godzi się na rozłąkę, obdarowuje zrozumieniem i naturalnie uczy by to oddawać. Wolność to podstawa miłości, bez niej karmimy niezdrowe emocje.
Okropnie boję się ciemności. Odkąd pamietam, budząc się w nocy, z zamkniętymi oczami przemierzam pokój, szukam włącznika światła i dopiero, gdy czuje , że jest juz jasno, powoli unoszę powieki. Ciemny las wywołuje dreszcze. Dźwięki wyłaniające się z nocy – paraliżują.
Odkąd jestem z Wojtkiem, wiem, że mogę liczyć na jego pomoc w niemalże każdej sytuacji, w której potrzeba zaradności i siły, od zacerowania plecaka po dźwiganie ciężarów.
Więc postanowiłam tego lata przejść 400 km przez góry Sierra Nevada – znajdując każdej nocy miejsce do spania daleko od najbliższej cywilizacji, z opcją dzikich zwierząt w pobliżu, z tygodniowym zapasem jedzenia w plecaku, z mapami w dłoniach i bez zasięgu sieci komórkowej. Ten czas rozwiał wiele moich głębokich lęków.
Lęki, które tkwią głębiej pod skórą, w pamięci komórek, samskary – nasze nawyki niesione z poprzednich wcieleń- te codziennie próbuję przepracować na macie. Czasem umiem je nazwać, czasem są to wciąż niezrozumiałe wrażenia i sygnały, które obserwuję i których powoli się uczę.
Codzienna praktyka skutecznie obnaża Nasze słabości – ból, opór w ciele, napięcie- to wyraźne znaki, by w tym miejscu praktyki zatrzymać się na chwilę. Jeśli unikami, lub z płytkim, krótkim oddechem „przebiegamy” przez jakieś asany – to również moment, w którym powinniśmy się zatrzymać, skonfrontować, zmienić nawyk, aby mogły się pojawić spokój, rozluźnienie, odwaga i wzrost.
Kiedy pracujemy z wygięciami do tyłu, na własne życzenie stawiamy się w sytuacji stresującej, otwieramy klatkę piersiową, w której mieszka Nasze serce, eksponujemy organy, przyjmujemy pozycję całkowicie odwrotną od skulonej, ochronnej, uznawanej za bezpieczną.
Kiedy uczymy się trwać w tych pozycjach bez oporu, ze spokojnym oddechem, z lekkością i opanowaniem oduczać ciało odruchowej reakcji – znajdujemy w sobie siłę i pokłady dobrych mocy, które uwalniają od strachu i umożliwiają głęboką przemianę.
Otwarta klata, uniesiona pierś, lekkie serce, głęboki i łagodny oddech, spokojne myśli – to najlepsi sprzymierzeńcy w przepracowywaniu lęków, proste narzędzia do wielkich zmian.
Jeśli myśl o czymś Nas paraliżuje, to najpewniej zupełnie bezpodstawnie, po prostu strach chwyta się najpłytszych mechanizmów- i to od razu świadczy o jego maleńkości.
Nie chcę nikomu niczego udowadniać, uchodzić za iniemamocną, ja po prostu chce żyć lżej. A dla mnie lżej, to przestać się bać.