Lipcowa pełnia, Klanowe Matki, Guru Purnima

Lipcowa pełnia, Klanowe Matki, Guru Purnima

Pierwszy wpis, który tutaj umieściłam, dotyczył tej samej okazji. Pełni przypadającej na  Guru Purnima.

Dzisiejszy księżyc czuję mocno od kilku dni, w sposób piękny i głęboki.

Rozpoczęłam weekend uczestnictwem w kobiecym kręgu. Kręgi są dla mnie zupełnie nowe. Ze swoją alergią  do new age’owych klimatów,  szukałam czegoś dla siebie jak zwykle w sposób bardzo krytyczny. To zajmuje więcej czasu, ale zwykle gdy znajduję, odpowiada mi to na długo i czuję, że rzeczywiście się rozwijam.

Zawsze przestrzegam przed robieniem zbyt wielu rzeczy na raz, ufaniu zbyt wielu ścieżkom, ale to moje podejście – pewnie niektórzy są w stanie wyselekcjonować to, co im potrzebne z sytuacji, która nie jest doskonała. Ja szukam zwykle czegoś, w czym się cała zanurzę.

Krąg, który znalazłam od razu wniósł spokój i rozluźnienie.Wypełnił resztę luki, którą miałam w życiu. Czas z kobietami, słuchanie bez oceniania, mówienie o sobie bez szukania akceptacji, wyrażanie radości i lęków nie tłumacząc się z żadnego, bycie każdą sobą, ta silną i tą słabą, bez wstydu, bez porównywania.

Mam to oczywiście w relacjach z przyjaciółkami, ale rzadko spędzamy czas w tak dużej grupie. Szczególnie, że te najbliższe nie żyją na co dzień w Polsce, a z tymi, które są geograficznie bliżej kocham spędzać czas sam na sam, bo okazji do spotkań w zabieganym życiu jest coraz mniej. A krąg to taki konkret, grupa nieznajomych kobiet, która na kilka godzin zupełnie się przed sobą otwiera. To jest takie dobre i wręcz magiczne, a przecież naturalne, tylko kulturowo mocno oddaliliśmy się od tego zwyczaju.

Maria, prowadząca krąg,  jest niezwykła. Sposób, w jaki prowadzi spotkanie, mądrość jej słów, dojrzały wiek i wciąż młodzieńczy śmiech – otula mnie to wszystko i sprawia, że czuję się jak w domu. Szczególnie, że w moim, mimo zamieszkania przez 5 kobiet, nigdy nie było takiej przestrzeni. Ale piszę to bez żalu, wiem, ze wszystko przychodzi we właściwym momencie.

Wracając do dzisiejszej okazji – w tym roku czuję, jak wiele nauczyłam się i uczę właśnie od kobiet. Tych bliskich, obcych i tych aspektów kobiety, które noszę w sobie.

Lektura 13 Pierwotnych Matek  Klanowych trafiła w tak właściwy we mnie czas. Ta książka ostatnio mnie mocno prowadzi, obdarowałam nią wszystkie bliskie mi kobiety, ale również mój partner uwielbia, gdy czytam ją na głos w domu.

Bo zawartość jej uczy o prawdzie niezbędnej do uleczania obszarów w Nas i  która z kolei uleczyć zdoła też to co było i pokierować tym , co ma się wydarzyć.

I to z jej kartek w ostatnim czasie chłonę i się uczę. Zostawiam tu, bo też jak Guru, rzuca światło i pozwala widzieć więcej.

Pierwotna Klanowa Matka to postać nauczycielki z kobiecych nauk przekazywanych przez Indianki z pokolenia na pokolenie. Te nauki to skarb, którym kobiety obdarzały się od czasów, gdy były blisko Natury – Matki Natury – swojej natury.

Wczorajszy poranek spędziłam rozmawiając z moja nauczycielką – Sharmilą Desai. Jej słowa były jak zwykle wzbogacajace i w magiczny sposób odnoszące się do myśli towarzyszących mi od kilku dni. Pomimo tych tysięcy kilometrów, które Nas dzielą.

Gdybym miała wyjaśnić, kim dla mnie jest – na pewno przychodzi mi od razu na myśl jedna właściwość – kontakt z nią sprawia, że od razu nabieram jasności i pragnę działać lepiej, z większą miłością do siebie i świata. Czy to praktykując, czy jako nauczycielka innych, czy też  w relacjach z bliskimi i światem.

Do tego przyszła miesiączka. Jest to dla mnie zawsze czas bardziej refleksyjny. Uciekłam z ukochanym do lasu.

Kiedy menstruuję, znacząco zwalniam. Kiedyś mnie to irytowało, a teraz delektuję się odpuszczaniem.

Z moja przyjaciółką z Londynu mamy swój mały rytuał, w okolicach pełni, nowiu czy też Naszego księżycowego czasu, robimy sobie matcha latte i zdzwaniamy się na długie rozmowy. Tak minął dzisiejszy poranek. Niespieszna rozmowa w piżamach.

Kiedyś usłyszałam, że niektóre spotkania sprawiają, że odpoczywamy, inne, że rośniemy w siłę, a najlepsze są te, które łączą i jedno, i drugie. I dziś to bardzo czuję.

Myślałam, że będę dziś wspominać linię moich nauczycieli, ale wdzięczność płynie w inną stronę – matek, przyjaciółek, inspirujących kobiet, które się nawzajem wspierają. Bo tego Nam trzeba się uczyć, być ze sobą, dla siebie, wybaczać i kochać.

Fot: Justyna Zduńczyk

 

 

 

Sign in to my newsletter